4 sie 2007

konie i zaloty

Jadę do kraju, gdzie mężczyźni gwiżdżą i naciskają na klaksony skuterów, widząc podobające się kobiety. Tak przynajmniej mówi moja znajoma. Podobno komentują w ten sposób, gdy kobieta przemierza miasto samotnie. Przynajmniej twierdzi tak moja znajoma. W związku z tym mogę nigdy nie zobaczyć, jak naprawdę wygląda takie coś, nawet tam jadąc. Bo akurat w mojej obecności nie będą gwizdali. Zastanawiam się, czy się nie przebrać.

W Polsce raczej już się powszechnie nie komentuje. Ale jeszcze parę dekad temu stojący w bramach mężczyźni potrafili nie tylko nagwizdać na przechodząca kobietę, ale i iść za nią i dla dowcipu np. naciągnąć jej suknię na głowę czy ochalpać wodą z kałuży.
Jeszcze na początku ubiegłego stulecia panny z dobrych domów chodziły w asyście przyzwoitki, której zadaniem było m. in. poinformowanie przypadkowych obserwatorów, że ta akurat panna ceni się, bo nie przemierza samotnie miasta. Nie dla psa kiełbasa.
Kiedy młode kobiety zaczęły mieć dość niechcianego towarzystwa, zgryźliwej cioci lub służącej starej panny, na miasto wychodzić zaczęły z koleżankami. Ulica, opanowana przez młodych mężczyzn z różnych środowisk społecznych, zaczęła interesować się każdą kobietą. Wkrótce gwizdanie uzupełnione zostało dźwiekiem klaksonu pojazdu, na który można wyrywać laski, przejeżdżając obok nich. Czy przed wynalazkiem samochodu osobowego z mknącej w zawrotnym tempie furmanki gwizdano nie tylko na konia?

3 sie 2007

poeci

Czytam w internecie, że mężczyźni w Polsce żyją średnio 8 lat krócej niż kobiety. Wpływa na to wiele czynników, a jednym z nich jest stosunek do własnego ciała.
Rzadziej chodzą do lekarza, dłużej zwlekają z decyzją leczenia dolegliwości, które sie pojawiły. Niektórzy, zwłaszcza ci ze starszego pokolenia, stosują strategię uników. Czekają aż ból brzucha ustąpi. Ból zęba potrafią leczyć okładem z lodu, rezygnując z wizyty u stomatologa.
Dolegliwości spowodowały, że zdecydowałem się na badanie, które silnie ingerowało w mój organizm. Bałem się tej ingerencji, nie chcę nawet pomyśleć, że metalowe przemioty wchodzą naprawdę głęboko w moje ciało.
Przed badaniem rozmowa z doktorem. Pyta się, czy wezmę znieczulenie, za które trzeba zapłacić 50 zł. Pytam się, czy ma ono sens, jak bolesne jest to badanie.

Bardzo nieprzyjemne, bywa że bolesne. To zależy ode mnie. Jeśli jestem romantykiem, mam poetyczny nastrój, to powinienem wziąć. Wyczuwam w jego głosie dezaprobatę dla tych miękkich poetów, choć metafora trochę pokraczna.

Pytam się, czy zastrzyk spowoduje jakieś skutki uboczne i po uzyskaniu korzystnego zapewnienia, decyduję się na nie.
Badanie jest bardzo nieprzyjemne i bardzo bolesne. Leżę w klasycznej pozycji porodowej, ekran obok pokazuje moje wnętrzności. Ból jest ciężki do zniesienia, wydaję dzwięki jak na porodówce, pot leje się ze mnie. Nie wiem, jak bolałoby, gdybym nie miał 50 zł. Zwariowałbym, gdyby badanie trwało tyle co średniej długości poród. Czekam tylko na wyjęcie tej wstrętnej, naprawdę długiej rury, której każdy ruch odczuwam tak mocno. Chce mi się wymiotować. Czuję się tak skoncentrowany na bólu, że nie potrafię już reagować na pytania lekarza o mój stosunek do lustracji. Chyba chce odciągnąć mnie od myśli, co właściwie ze mną robią i gdzie teraz jest ta rura.

W badaniu uczestniczy też pielęgniarka, pomaga mi fachowo uciskając moje ciało, aby stawiało mniejszy opór. Zastanawiam się, czy jakiś pacjent tłumił tu swój krzyk ze względu na nią.

Po usłyszeniu werdyktu korzystnego dla mojego ciała, wychodzę szczęśliwy. Przemierzając wolnym krokiem Sopot zliczam, ile cierpienia psychicznego i też tego fizycznego przysporzyłaby mi obrona resztek twardej męskości, tej bez lęku o życie, bez strachu przed bólem i bez troski o ciało.

31 lip 2007

no gay or anal play

Na pytanie zadane mężczyznom, czy zgodziliby się spełnić kobiece fantazje seksualne, znaczna cześć z nich odpowiada, że to zależy od tego, co by to miało być. W komentarzach roi się od zastrzeżeń:
zero kolesi (laski jak najbardziej); nie pozwolę, aby jakiś koleś coś mi robił; nie bedę dzielił się kobietą z jakimś facetem; nic co by angażowało mój odbyt; żadnych gejów; żadnego pedalskiego gówna; jestem otwarty na pomysły, ale żadnych kolesi; nie chcę dotykac żadnego faceta!; żaden koleś z nią; moge spróbować wszystkiego, tylko żeby nikt mnie nie penetrował; żadnych innych facetów, sikania, srania czy kazirodztwa; wszystko, pod warunkiem że będzie tylko jeden facet, ja.
Itd., bez końca. Żadnych mężczyzn penetrujących moją partnerkę, żadnych mężczyzn pentrujących mnie. W innych ankietach respondenci są jak najbardziej za trójkątami z jeszcze jedną kobietą. Ponadto, częściej od swoich partnerek, mężczyźni chcą kochać się analnie. Stosunek analny z mężczyzną uważają za obrzydliwy.

Czym właściwie anus kobiety różni się od anusa mężczyzny?

Dlaczego, zdaniem faceta, inny posiadacz penisa nie umili im czasu w łóżku? Skoro sprawiłoby to przyjemność partnerce? Może byłby to bardzo miły, fajny i przystojny kolega. Mała, niewinna penetracja, jego ręce pieszczące kobiece genitalia, jego członek w męskim anusie. Zresztą, jakie możliwości otwierają się przed takim słodkim trójkątem! Tylko wybierać.
Zadaję sobie pytanie, skąd tyle niekonsekwencji w tylu głowach jednocześnie. To ciekawe, dlaczego mężczyźni hetero nie chcą być penetrowani, nie chcą być również penetrowani sztucznym penisem przez swoja partnerkę, nie chcą, aby ich partnerka była pentrowana, a jednocześnie pragną penetrować inne kobiety, wiele kobiet, jednocześnie lub osobno.
Przypuszczam, że...
Zastanawiam się nad...

29 lip 2007

list

WO publikują list otwarty dziewczyny do pokolenia czterdziestolatek. Pytanie tam postawione brzmi mniej więcej tak:

Jak to się stało, że wychowałyście takich skurwieli, co myślą tylko o własnej dupie? Dlaczego ci wszyscy mężczyźni zostawiają swoje ciężarne partnerki, sypiają z niemal każdą, godzącą się na to, nie chcą rozumieć potrzeb kobiet? Dlaczego będąc niekochane we własnych związkach, stwarzacie traumę pokolenia młodyszych od was kobiet, wychowując synów na egoistów?

Poruszający list. Ciekawe, pewnie spotka się z reakcją starszych kobiet, które bynajmniej nie będą się kajać.
Zaskakujący finisz. Autorka komunikuje, że nie chce mieć chłopca, gdyż nie chce wyhodować na swojej piersi jeszcze jednego pasożyta. Przyjęła założenie, że jej aktualne przemyślenia nie znajdą przełożenia na sposób wychowania tego ewentualnego potomka. Że nie da się wykrzesać w nim więcej empatii, troski o innych, altruizmu itd.
To krzywdzące dla mężczyzn. Nawet ci, których matki zadbały, aby wyrósł on na wyjątkowo wysublimowany okaz skurwiela, potrafią się zmieniać. Rzadko, bo rzadko, ale jednak. Tym bardziej mają szanse ci ze świadomą i nieustępliwą mamą.
Brakuje mi w takich bolesnych rozważaniach uwag o ojcach. Gdzie są ci, kurwa, niewidzialni. Czy skala zarzutów do nich kierowana musiałby przekroczyć dozwolone granice i dlatego się o nich nie pisze? Mama przynajmniej odpisze.
Chcę pisać osobiście. Moja mama i mój tata swego czasu uparli się, aby realizować scenariusz.

28 lip 2007

psikała

Sikanie na stojąco powoduje, że rozpryski moczu zraszają włoski na nogach mężczyzny. Chyba, że sika w długich spodniach. Toaleta zaczyna śmierdzieć szybciej, niż gdy sikanie odbywa się na siedząco. Niedawno przestałem wydalać mocz z wysokości i przyjąłem pozycję mężczyzny robiącego kupę.

Na forum GW afera. Żona odotowała, że po powrocie z delegacji pozostawiony przez nią papier toaletowy wcale nie ulegał zużyciu. Podejrzewała męża o romans, wreszcie odważyła się i zadała mu kluczowe pytanie. Czy używa papieru? Mąż potwierdził. Nie używa. Nie podciera się. Kał spada przecież w dół, nie zostaje na ciele. Mąż nie ma więc kochanki.

Obserwuję mężczyzn w toalecie publicznej w dużym centrum handlowym. Stoję przy lustrze, poprawiam sobie włosy. Dwóch w ogóle nie podchodzi do wody po wyjściu z kibla. Jeden zbliża się, moczy dłoń w strumieniu wody i poprawia nią włosy. Jestem jedyny, który użył mydła. Ile razy w ciągu dnia mężczyzna zrezygnuje z umycia rąk? Będziemy przytulać swoje pociechy, głaskać czule żony, wsuwać ręce w ich majtki, niektórzy będą nawet przygotowywać dla nich jedzenie.
Zarazki są wszędzie, ale zarazków na mężczyźnie jakby więcej. Ze zdziwieniem odkryłem, że istnieją strategie postępowania w toalecie publicznej, o których nie miałem pojęcia.

Nikt mi o tym nigdy nie mówił.

Że na deskę klozetową można położyć papier toaletowy. Że można podetrzeć penisa. Że można usiąść i zrobić siusiu. W męskich kiblach papieru jak na lekarstwo, brakuje luster. W ogóle, w damskich jest jakby czyściej.
Zagadka. Czy z brudną dupą można mieć kochanki? Intuicja podpowiada mi, że jednak można.
Czuję, że akceptacja dla niestosowania dezodorantów, niemycia rąk i twarzy, nieprania własnych rzeczy i chodzenia w tych samych gaciach dotyczy chłopców. Czy gdybym miał siostrę, otrzymałaby ona równie mało informacji na temat szeroko pojętej higieny życia codziennego? Czy może otrzymalibyśmy skrajnie różne porady? Ona będzie różowiutkim, pachnącym dziewczątkiem, ja - synkiem w noszonej dzień w dzień błękitnej koszulce. A może skorzystałbym na tym choć trochę, może siostra uprałaby moje majteczki? Dlaczego mama, osamotniona orędowniczka dobrego wychowania, nie przekazała mi kilku praktycznych informacji. Czy to psikus, a ja stanę się zakałą rodu? Skazany na świniowatość, po trzydziestce odkrywam Amerykę.